Stare angielskie powiedzenie mówi: „Nigdy nie uśmiechaj się przed świętami”. To rada bardzo popularna choć kontrowersyjna wśród pedagogów. Ma zarówno wielu zwolenników, jak i zaciekłych krytykantów. Ja zdecydowanie zaliczam się do tej drugiej grupy, gdyż od szkoły podstawowej strachem napawali mnie nadąsani, niezadowoleni z życia nauczyciele, którzy bez cienia zaangażowania, z kamienną twarzą prowadzili lekcje. Wiele osób twierdzi, że nauczyciel powinien zacząć rok szkolny pokazując tę bardziej srogą wersję samego siebie, utrzymując kontrolę nad uczniami, ograniczając nawet swoje osobiste relacje.
Nieuśmiechanie się dotyczy wszystkich sfer; nie dopuszcza nauczycielskich żartów, ani zabawnych dygresji i przekładać ma się w prosty sposób na posłusznych uczniów, którzy boją się ciebie na tyle, że nie przekraczają pewnych granic. Trzeba przyznać, jest to logiczne w jakimś stopniu: gdy uczniowie przywykną do twego surowego wizerunku, wówczas możesz zacząć zachowywać się jak normalny człowiek, ba nawet zażartować. Można spotkać się z argumentem, że bycie miłym zbyt szybko, może doprowadzić do braku dyscypliny. W końcu nikt inny jak sam Machiavelli przestrzegał przyszłych liderów mówiąc, że łatwiej jest zacząć w sposób apodyktyczny, a potem stać się miłym, niż odwrotnie. Mimo, że rada ta jest dość kontrowersyjna, działa – przynajmniej w świecie polityki.
Jak zatem przenieść to na grunt szkolny? Czy uśmiechanie się do uczniów, żartowanie, wykonywanie przyjacielskich gestów jest czymś co utrudnia proces edukacyjny? Z całą pewnością nie. To nasz obowiązek jako nauczycieli, by utrzymać porządek na lekcji, ustalić pewne normy zachowań. Nasza klasa to nie polityczny stan, w którym to my rządzimy i ustalamy sztywne reguły. Jesteśmy przecież nauczycielami, a nie dyktatorami. Nawigatorami, a nie kierowcami.
Najlepszym sposobem na ustalenie standardów i zaangażowanie uczniów w proces nauczania jest rozwijanie relacji, nie unikanie jej.
Na początku każdego roku szkolnego uśmiecham się dużo do moich uczniów. W rzeczywistości, uśmiech może powiedzieć im więcej niż wypowiedziane przeze mnie słowa. Uśmiech mówi, że jest mi miło ich widzieć, być z nimi; że ich szanuję; że jestem pasjonatem tego, co robię; że chcę by to miejsce było pozytywnym środowiskiem; że jestem osobą szczęśliwą, dostępną. Jednak przede wszystkim uśmiech może powiedzieć moim uczniom, że chcę by odnosili sukcesy, bo kochają się uczyć, nie dlatego że jakiś autorytatywny belfer zmusza ich, by to robić.
Twój uśmiech może też stanowić przykład dla uczniów. Jeśli odnosisz się do nich w niemiły sposób, to wówczas ty sam nadajesz ton i pokazujesz im że mogą tak traktować siebie nawzajem, że takie zachowanie jest dopuszczalne. Dużo łatwiej jest uczyć szacunku, bycia miłym, zasad współpracy, kiedy sam pokazujesz to swoim sposobem bycia. Nie musisz powtarzać w kółko: „Nie zachowuj się tak”. Twój własny przykład niech pokazuje im raczej zasadę „Tak się należy zachowywać” – to dużo łatwiejsza droga do dialogu z uczniami, a finalnie społecznego i akademickiego sukcesu.
Może kusić cię, by choć na chwilę powrócić do „zimniejszej” wersji samego siebie ze strachu przed brakiem kontroli nad grupą. Pamiętaj wtedy, że szczęście, uprzejmość, poszanowanie to cechy które są zaraźliwe. Jako nauczyciele mamy moc i pozycję, by wypracować normy dla naszej klasy. Ja osobiście zdecydowanie wolę atmosferę tak pozytywną, na ile to tylko możliwe, dając uczniom silne poczucie pewności, wiary we własne możliwości i relacje ze mną, co daje nam siłę by iść naprzód i osiągać wspaniałe cele.
Więc następnym razem, jeśli usłyszysz by nie uśmiechać się przed świętami, pamiętaj że daleko lepiej jest uśmiechać się już na samym początku roku szkolnego, przez cały okres aż do świąt i dalej po świętach również.
źródło: Teachhub.com