BO KSIĄŻKI TRZEBA PO PROSTU KOCHAĆ
Z czytaniem książek przez dzieci jest jak z jedzeniem szpinaku. Albo się rozsmakujesz i lubisz, albo wolisz nie próbować więcej.
Instytut Badań Edukacyjnych donosi, że książek nie czyta 5% uczniów szkół podstawowych, 14% uczniów szkół gimnazjalnych. Nie mówimy tu wyłącznie o lekturach ale o książkach w ogóle.
Z drugiej strony istnieje też duża grupa pochłaniaczy książek, (20% szóstoklasistów i 15% gimnazjalistów) która deklaruje, że czyta codziennie.
Z czego wynika fakt, że niektóre dzieci pochłaniają książki w masowych ilościach, podczas gdy inne sztywnieją na myśl o przeczytaniu dwóch stron tekstu?
DOMOWE NAWYKI
W wielu domach istnieje tradycja codziennego głośnego czytania dzieciom, w szczególności w wieku przedszkolnym. Dla takiego dziecka czytanie jest naturalną czynnością, elementem składowym dnia. Czyta mama, czyta tata, czytam również ja. Osobiście, kocham domy pełne książek. Książki w domu to domownicy głodni wiedzy i dbający o swoją stronę intelektualną. Domowa biblioteka wiele mówi o mieszkańcach domu, ich literackich gustach. Ale zdaję sobie sprawę, że nie we wszystkich domach są bogate w lektury księgozbiory i pałający miłością do czytania rodzice. A mimo to dzieciaki czytają, bo po prostu trafiają w pewnym momencie na książkę, która ich oczaruje i tak to się z reguły zaczyna …
ZACZNIJMY OD CZEGOŚ PRZYJEMNEGO
To oczywiste, że nasze dziecko nie od razu sięgnie po dwustustronnicową powieść. Na początek warto podsunąć coś przystępnego. Wiele mam twierdzi, że przygoda ich dzieci z czytaniem zaczęła się od gazetek i komiksów. I dobrze. Jeśli nasze dziecko chce to czytać, niech czyta. Najważniejsze, by odkryło, że czytanie jest przyjemne i nasza w tym rola, by malucha do takiego odkrycia doprowadzić. Jak? Chociażby przez książeczki z ulubionym bohaterem. Spiderman, Twilight Sparkle, żółw Franklin, czy strażak Sam mają niezwykłą moc. Najpierw jako zabawka, koszulka, kolorowanka, komiks i wreszcie książeczka przeczytana z mamą lub tatą, a w końcu samodzielnie ….. z własnej woli, dla przyjemności.
Wszystko pięknie do czasu, gdy nasze słodkie maluchy przeistoczą się w zbuntowanych nastolatków. Co z książkami, które czytać trzeba, nawet gdy chęci brak? Czy szkoła może zachęcić nastolatków do czytania? Pewnie, że tak.
BOGATE BIBLIOTEKI
Biblioteka to miejsce, które powinno nadążać za gustami czytelniczymi młodzieży, oferując pozycje, które lubią czytać i pomagać w polubieniu książek, które czytać powinni. Nasze biblioteki wciąż są jeszcze słabo wyposażone, brakuje w nich lektur, nie wspominając o książkach, które młodzież czyta dla przyjemności. Jak tu sięgnąć po książki, jeśli nie są one dostępne w miejscu, gdzie być powinny? Gdzie i jak kształtować swoje nawyki czytelnicze i wyrabiać literacki gust? Jeśli uczeń znajdzie w bibliotece ciekawą książkę to z pewnością wróci po kolejną. Na szczęście podejście do bibliotek szkolnych zmienia się i coraz bardziej zauważalna staje się potrzeba doposażenia ich w dobre książki dla młodzieży, nie tylko lektury.
NUDNE LEKTURY SZKOLNE?
No właśnie … lektury. Zarzuca się uczniom, że czytają lektury wyrywkowo, wspierają się opracowaniami i streszczeniami. Wielokrotnie spotkałam się ze stwierdzeniem, że w szkole brakuje lektur, które dotykają problemów współczesnego świata, że są przestarzałe i nudne. Co znaczy nudna książka? Jedni zaczytują się w fantasy, inni wybierają sensację. Są też pasjonaci prozy dokumentalnej czy komiksów. Lista lektur to niekoniecznie książki lekkie, łatwe i przyjemne. Czytanie lektur ma być stopniowym wprowadzeniem młodych ludzi w świat arcydzieł literatury polskiej i światowej. Lektury szkolne mają między innymi zapoznać z rodzajami i gatunkami literackimi, wyrobić wrażliwość na poetykę, przybliżyć język i stylistykę minionych epok. Wystarczy uzmysłowić sobie, że lektury szkolne to nie konkurs popularności młodzieżowych książek tylko studiowanie dzieł literackich, które każdy światły człowiek powinien znać.
LEKTURA CIEKAWIE PODANA
I jak zwykle wracamy do nauczycieli. Tym razem polonistów. To, na ile lektura może być ciekawa i zapamiętana, w dużej mierze zależy od nauczyciele prowadzącego. Miałam szczęście trafić na polonistów którzy „przerabiali lektury i epoki literackie”, nie dopuszczali do dyskusji, nie zachęcali do czytania, jak i na takich, którzy cytowali wielkie dzieła całymi sobą. Nigdy nie zapomnę pani, która zachęcając nas do przeczytania książki rozdawała nam pytania do zastanowienia się podczas lektury. Kordian jako nastoletni poszukiwacz sensu życia, osobowość typowo schizofreniczna czy nadużywający środków odurzających wizjoner? Z kolei przy sonetach Szekspira padało pytanie: Jakie dwie miłości rozdzierają podmiot lityczny sonetów? Żarliwa miłość do kobiety czy homoseksualny pociąg do młodzieńca? Te pytania to przysłowiowy kij włożony w mrowisko, to wychodzenie z szablonów. Taka lektura wydaje się być intrygująca, jeszcze zanim weźmiemy ją do ręki. Taka postawa nauczyciela, dla niektórych nieco kontrowersyjna, stanowiła dla nas swoistą zachętę do czytania i badania dzieła literackiego. I o to przecież chodzi.
A co z tymi bardzo opornymi? No cóż… cudów nie zdziałamy. Książki trzeba po prostu kochać. Cudownie byłoby gdyby funkcjonowało to jak wirus. Czytanie książek: choroba zakaźna przenoszona drogą kontaktową tzn. zarażasz się pasją do czytania na skutek kontaktu z osobą czytającą książki w ilościach znacznych. Choćby zabrzmiało to nie wiem jak niedorzecznie: zarażajmy wszystkich, których możemy. Niech wirus czytania rozprzestrzenia się i atakuje. Niech będzie coraz więcej zainfekowanych masowych pochłaniaczy książek.